Na lotnisku w Kuala Lumpur jestesmy juz drugi raz. Czas spedzamy na chodzeniu po sklepikach czy wysylaniu ostatnich pocztowek na tutejszej poczcie. Czeka nas dluga droga, aby dostac sie do domu. Pierwszy lot bedzie stosunkowo krotki, bo tylko niecale 4 godziny. Przewoznik to China Southern, calkiem nowe dla nas linie lotnicze. Najpierw lecimy do Guangzhou w Chinach. Samolot niczym szczegolnym sie nie wyroznia. Mamy szczescie, ze siedzimy przy wyjsciu ewakuacyjnym, co daje nam mozliwosc wyprostowania nog. Jedzenie nawet dobre, a puszczany film jest w jezyku chinskim. Po wyladowaniu w Chinach, udajemy sie do bramek “transferowych”, ktore znajduja sie tuz obok przejsc granicznych. Bez problemow przechodzimy dalej i udajemy sie do naszego gate-u. Czekamy nieco ponad godzine i wchodzimy do kolejnego samolotu. Jest on ponownie wlasnoscia lini lotniczych China Southern. Tym razem o wiele wiekszy i wygodniejszy, z racji czekajacego nas dlugiego lotu. Mamy leciec ponad 12 godzin do Amsterdamu. Miejsca mamy niby obok siebie, lecz rozdziela nas alejka. Po kilku roszadach i prosbach udaje nam sie usiasc razem. Lot mija calkiem przyjemnie i sprawnie docieramy do Europy. Na lotnisku Schiphol musimy przejsc przez granice i odebrac nasze bagaze. Po przejsciu na terminal odlotow nadajemy go ponownie. Co ciekawe, podczas tej czynnosci nie mamy stycznosci z obsluga lotniska. Wszystko odbywa sie automatycznie. Najpierw po zeskanowaniu paszportow drukujemy bilety, z ktorymi idziemy nadac bagaz. Tutaj kolejna maszyna, do ktorej wkladamy bagaz, skanujemy bilet, odpowiadamy na ekranie na kilka pytan, naklejamy kod kreskowy na plecak, ktory ostatecznie zostaje zabrany przez maszyne. Po raz pierwszy mamy okazje w taki sposob odprawic sie. Idzie to calkiem sprawnie, wiec nic tylko czekac, jak na wiekszosci lotnisk zostanie to uskutecznione. Z Amsterdamu lecimy liniami KLM do Warszawy. Lot w porownaniu z poprzednimi jest bardzo krotki. Ojczyzna wita nas bardzo ladna i ciepla aura. Tutaj czekaja na nas rodzice Olka. Spedzamy razem pare godzin i udajemy sie na polnoc Polski, w rodzinne regiony Wioli. Dlugo zastanawialismy sie jak dostac sie na pomorze. Zazwyczaj korzystalismy z uslug PKP, lecz dowiedzielismy sie o innym sposobie, ktory jest calkiem nowy. Jest pewna firma przewozowa o nazwie PolskiBus. Opcja ta wydaje sie o wiele atrakcyjniejsza, pomimo trudniejszego dostania sie na przystanek. Najpierw jedziemy z lotniska miejskim autobusem numer 175 az na przystanek Centrum (nie mylic z Dworzec Centralny, ktory jest jeden przystanek wczesniej). Tam udajemy sie na metro w kierunku Warszawa Mlociny i jedziemy do samego konca. Tuz po wyjsciu ze stacji metra wychodzi sie na dworzec autobusowy, gdzie na peronie 1 odchodza atobusy na polnoc kraju. Za bilet placimy 47 zlotych od osoby. Podroz ma trwac 5 godzin. Autobus jest calkiem nowy i klimatyzowany. Dostepne jest w nim wi-fi, a podczas jazdy zostajemy poczestowani kawa, herbata, bulka czy lodami. Jestesmy bardzo pozytywnie zaskoczeni uslugami tej firmy. Jest to o wiele lepsza opcja niz jazda naszymi kolejami. Ostatecznie w Gdansku meldujemy sie 20 minut przed planowanym przyjazdem. Tam udajemy sie na SKM-ke, ktora docieramy do domu Wioli w poznych godzinach wieczornych. Tak wiec prawie 48 godzin zeszlo nam na dotarcie z ostatniego miejsca noclegowego w Azji do domu. W Polsce spedzimy jakies 5 tygodni, nadrabiajac zaleglosci w kontaktach. Nadal ciezko nam uwierzyc w to, ze nasza wyprawa dobiegla juz konca. Pewnie dojdzie to do nas po kilku dniach czy tez podczas podsumowania naszego wyjazdu.