Georgetown.

O 9:00 pod nasz ochydny hotel przyjezdza busik, ktorym udamy sie na wyspe Peneng w Malezji. Zmiana planow dotyczacych transportu byla dobrym wyborem. Po pierwsze moglismy dluzej poleniuchowac w lozkach, a po drugie zajedziemy az do Georgetown, co wyraznie skroci czas podrozy. Zanim jednak dotrzemy na miejsce, najpierw musimy przekroczyc granice miedzy Tajlandia a Malezja. Gdy do niej podjechalismy, opuszczamy busa z paszportami w rekach aby dostac pieczatke oznajmujaca, ze wyjezdzamy z Tajlandii. Nastepnie podjezdzamy kilkadziesiat metrow do malezyjskiego przejscia granicznego, gdzie musimy zabrac swoje bagaze ze soba i udac sie na kontrole. Tam przeswietlaja nam plecaki, sprawdzaja paszporty i kolejna pieczec laduje na ich kartkach. Wszystko przebiega sprawnie bez zadnych problemow. Na wyspe wjezdzamy dlugim mostem, ktory laczy ja z ladem. Wyspa Penang jest czwarta co do wielkosci i jednoczesnie najbardziej zaludniona wyspa kraju. Lezy po zachodniej stronie polwyspu Malajskiego na wodach Morza Andamanskiego. Naszym celem jest miasto Georgetown, ktore w 2008 roku zostalo wpisane na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO. Z busika wychodzimy w poblizu wiezy Komtar, bedaca najwyzszym budynkiem na wyspie. Z mapa w reku kierujemy sie do chinskiej dzielnicy Chinatown, gdzie znajdujemy nocleg na ulicy Love Lane w cenie 25 ringgitow. Dzisiaj juz tylko odpoczywamy, a odkrywanie tego bardzo interesujacego miejsca zostawiamy na pozniej.

Dnia nastepnego postnawiamy pojechac na jedna ze slynnych tutaj plaz. Ciezko wytrzymac w miescie w taka pogode. Padlo na miejscowosc Batu Ferringhi. Aby sie tam dostac, lapiemy miejski autobus numer 101 zatrzymujacy sie blisko naszego noclegu na ulicy Lebuh Chulia. Cena biletu to 2.70 od osoby. Wyraznie jestesmy pod wrazeniem tutejszych autobusow. Nie dosc, ze cena jest do zniesienia, to jeszcze standard bardzo wysoki. Wszystkie sa z klimatyzacja, a niektore to jezdza z czestotliwoscia nawet co 5 minut. Podczas jazdy mamy okazje zobaczyc inne zakatki wyspy ze wspanialymi widokami na morze. Na miejsce docieramy po ponad 30 minutach. Kroki natychmiast kierujemy nad wode. Tam niestety doznajemy niemilego rozczarowania. Plaza moze i calkiem przyjemna z niewielka iloscia turystow, jednak woda pozostawia wiele do zyczenia. Tuz przy brzegu, na calej dlugosci plazy, po wodzie plywa jakas piana, przejrzystosc wody nie przekracza 10 centymetrow, nie mowiac juz o nienajlepszym zapachu jaki unosi sie dookola. No coz, pewnie to i tak lepsze niz marzniecie w zimnej Europie.

W koncu przyszedl czas na zwiedznie miasta, w ktorym sie zatrzymalismy. W planie mamy zrobic to piechota, choc uzycie roweru w tym celu tez wydaje sie bardzo dobrym pomyslem. Miasto charakteryzuje sie wyjatkowa mieszanka jej mieszkancow. Dzieki temu jest tu duza roznorodnosc w miejscach, ktore mozna odwiedzic. Podczas bardzo przyjemnego spacerku odwiedzamy meczet Kapitan Keling, wyrozniajacy sie pojedyncza wieza. Sri Mariamman to hinduska swiatynia wybudowana w 1883 roku przez mieszkajacych tu Tamilow. Kolejna swiatynia, Kuan Yin Teng wybudowana na poczatku XIX wieku przez rody Hokkien oraz Kanton. W miedzy czasie odwiedzamy Muzeum Penang uznawne za jedno z najlepszych w kraju. Nawet jesli nie jest sie milosnikiem muzeow, to i tak warto tam wstapic, chociazby w celu ochlody, ktora daja klimatyzowane pomieszczenia muzealne. Bedac tutaj, nie mozna opuscic odwiedzenia Khoo Kongsi. Jest to miejsce spotkan Chinczykow z tego samego klanu. Bardzo pieknie wystrojony w kolorowe smoki, statuy, malowidala czy lampy stoi tam od 1906 roku. Innym historycznym miejscem jest Fort Cornwallis, ktorego zwiedzanie wiaze sie z czytaniem wielu paneli informacyjnych.

Innym ciekawym miejscem na wyspie jest bujny Ogrod Botaniczny, mieszczacy sie w niewielkiej odleglosci od Georgetown. Mozna tam dojechac autobusem numer 10, odchodzacego z centrum miasta. W ogrodzie, oprocz pieknych alejek parkowych, mozna odwiedzic tzw. dom orchid, dom palmowy, ogod kaktusowy oraz liczne drzewa tropikalne. Spacerujac wsrod nich, bardzo czesto napotykamy sie na innych mieszkancow. Najczesciej spotykane to oczywiscie malpy zamieskujace tutejsze drzewa, dosc duze jaszczury czy zolwie wodne. Wieczorem ogrod wypelnia sie miejscowymi, ktorzy przybywaja tutaj w celu wieczornych aktywnosci na swiezym powietrzu. Jesli chodzi o powrot do miasta, to warto zorientowac sie u kierowcy o godziny jego przyjazdu, gdyz rozkladu tam nie ma, a za czesto to one nie kursuja.

Przebywanie w tak charakterystycznym miejscu jak Georgetown daje sposobnosc napotkania sie na rozne kultury. Przechadzajac sie dzielnicami zamieszkalymi przez Chinczykow czy Hindusow, mozna przeniesc sie na chwile do miejsc przypominajacych ich ojczyste kraje. Nas najbardziej ucieszyla wizyta w hinduskiej restauracji w Little India, gdzie podczas smakowania specjalow tej kuchni, powrocily wspomnienia z czasu spedzonego w Indiach. Musimy sie przyznac, ze jakos teskno nam sie zrobilo i jednoglosnie stwierdzilismy, ze chetnie bysmy tam wrocili, pomimo wczesniejszych mieszanych uczuc.

Zdjęcia (44)

Komentarze (1)