Dzis czeka nas kolejny dzien spedzony w srodkach transportu. Tak to juz jest z tym podrozowaniem, ze duza czesc czasu trzeba poswiecic na transport. Bez tego sie nie da ;) Naszym celem jest kolejny kraj, ale czy uda nam sie do niego dzis dotrzec?
Malezja nie byla w naszych pierwotnych planach. A zlozylo sie tak, ze juz drugi raz do niej jedziemy podczas tej wyprawy. Pierwszy raz mialo to miejsce w grudniu, gdy lecielismy z Kambodzy do Nepalu z przesiadka w Kuala Lumpur. Nie moglismy sobie pozwolic tego dnia na podziwianie stolicy Malezji tylko z samolotu czy z okien lotniska. Zatrzymlismy sie tam na dwa dni, co okazalo sie swietnym pomyslem. Tym razem padlo na ten kraj z innych powodow. Kupujac powrotny bilet do Europy, najlepsza opcja byl dla nas wylot z Kuala Lumpur. W nasze ostatnie w tym roku dni w Azji bedziemy powoli przemieszczac sie wlasnie w kierunku tego lotniska. Nie zamierzamy odkrywac kraju tak dokladnie jak poprzednie. Bardziej chcemy skoncentrowac sie na odpoczynku i relaksie przed powrotem.
Po wymeldowaniu sie z hotelu udajemy sie w to samo miejsce gdzie zlapalismy busik na plaze. Tym razem wybieramy tego po drugiej stronie ulicy, ktory zawiezie nas na lokalny dworzec autobusowy. Tam szybko znajdujemy autobus do Hat Yai, ktory okazal sie tym samym, ktorym przyjechalismy z Phuket. Bilet kupujemy w autobusie placac 190 od osoby. Podroz przeciagnela sie w czasie i ostatecznie do celu dojezdzamy po 17:00. Dworzec autobusowy, co juz stalo sie tu tradycja, znajdyje sie ponad 2 kilometry od centrum i interesujacego nas dworca kolejowego. Pytajac tuk-tuk-owcow o cene, uslyszelismy 100 bathow, co bylo duza przesada. Ze wzgledu na fakt, ze slonce juz zaszlo, postanawiamy pokonac ten dystans na nogach, pytajac mijanych miejscowych o kierunek. Po 30 minutach dochodzimy na dworzec kolejowy, aby dowiedziec sie, ze pociagow do malezyjskiej miejscowosci Butterworth juz dzisiaj nie ma. Nastepny jest dopiero o 7:00 w cenie 332 bathow. Nie pozostalo nam nic jak poszukac noclegu i wrocic tu rano. Po odwiedzeniu kilku hoteli, ponownie doznajemy szoku, slyszac jakie tu sa ceny. Ostatecznie udaje nam sie znalezc pokoj 3 osobwy za 290 bathow. Mamy szczescie, gdyz w tym samym czasie, pewien francuzki turysta rowniez szukal noclegu. Zlozylismy mu propozycje dzielenia pokoju, przez co moglismy obnizyc koszta. Pokoj okazal sie istna nora. Jednoglosnie stwierdzamy, ze jest to najgorszy nocleg w jakim przyszlo nam spedzic noc. Cale szczescie jutro juz stad znikamy. Na dole naszego guesthouse-u, znajdowala sie agencja turystyczna, oferujaca przejazdy w interesujace nas miejsce. Za przejazd klimatyzowanym mini-busem, prosto do miejscowosci Penang i to o godzine szybciej niz pociagiem chcieli 400 bathow, co bylo dobra oferta. Pociag, pomimo ze tanszy, zawiozlby nas tylko do Butterworth, skad musielibysmy wziasc prom na wyspe. Busikiem dostaniemy sie na nia mostem, co pozwoli bardzo zaoszczedzic czas.