Z dworca autobusowego w Kandy, tym z wieza zegarowa, wyruszamy w tereny gorzyste. Intersuje nas pasmo gorskie Knuckles Range, lezace okolo 25 kilometrow na polnoc. Jego nazwa nawiazuje do kostek w scisnietej dloni czlowieka, gdyz tak wlasnie wyglada pasmo widziane z daleka. Pierwszym autobusem dojezdzamy w godzine do miejscowosci Wattegama, aby przesiasc sie na kolejny i juz w ciemnosciach wyruszyc do miejscowosci Elkaduwa. Wedlug naszego przewodnika, jest to miejscowosc wypadowa na szlaki, ktore chcielismy zaliczyc. Podczas jazdy rozpadal sie deszcz z czesto rozswietlajacymi niebo blyskawicami. Droga prowadzila waska ulica biegnaca zboczami wzgorz. Miejscami bylo tak ciasno, ze podczas wymijania innego pojazdu, musielismy zwolnic, prawie sie zatrzymujac. Po dotarciu do celu okazalo sie, ze najblizszy mozliwy hotel znajduje sie 6 kilometrow stad, i to w kierunku, z ktorego przyjechalismy!!! Padajacy deszcz i pozna pora zmusily nas do skorzystania z uslug nie taniego tuk-tuka. Po dojezdzie do Green View Hotel udaje nam sie wynegocjowac calkiem fajny trzyosobowy pokoj dla naszej czworki.
Nastepnego ranka jestesmy wolno wytracani ze snu przez odglosy dobiegajace z zewnatrz. Spiew ptakow i inne odglosy budzacej sie ze snu przyrody mowi nam, ze jestesmy w bardzo ciekawym miejscu. Po wyjsciu na balkon ukazuje sie naszym oczom przepiekny widok na doline oraz otaczajaca je gory. Okazuje sie, ze jestesmy dosc wysoko. W dole widzimy pola ryzowe rozsiane na wzgorzach, nad nimi chmury przypominajace pierzyne okrywajaca to co ponizej, a nad chmurami wyzsze szczyty gesto porosniete przez lasy. Ciezko sobie wymarzyc lepszy poczatek dnia, jak spogladanie na tak cudowny obrazek. Po powolnym zebraniu sie z lozek i spozyciu sniadania, wyruszamy pochodzic w okolicy z nadzieja na super widoki i nowe przygody. Pakujemy wode, apteczke, kurtki przeciwdeszczowe, aparaty, lornetke i w droge. Przemila obsluga hotelowa poinformowala nas, ktoredy mamy sie udac. Najpierw idziemy wznoszaca sie ku gorze droga lesna. Co jakis czas widzimy wjazdy lub schody prowadzace do posesji mieszkajacych tutaj ludzi. Gdy weszlismy na wyzej polozone tereny, lasy zrobily sie mniej geste, a naszym oczom ukazaly sie plantacje herbaty. Ogromne polacie malych lisciatych drzewek, gesto rosnacych jedno przy drugim. Wsrod nich wioska, zamieszkala przez ludzi trudniacych sie jej zbiorem. Chyba nie za czesto zagladaja tu turysci, gdyz nasza wizyta robi spore zainteresowanie wsrod mieszkancow. W dalszej czesci naszej drogi sciezka, ktora sie poruszamy zaczela byc mniej widoczna, porosnieta przez trawy, a miejscami podmokla. Nagle na naszych butach zaczely pojawiac sie male istotki, dosc szybko przemieszczajace sie ku gorze nasych konczyn. Te krwiozercze podluzne potwory pedzily do odkrytycz czesci naszego ciala w celu posilenia sie. Czasem bylo ich tak wiele, ze ciezko bylo nadarzyc z ich stracaniem. Za kazdym razem gdy stawalismy, nowe armie pijawek probowaly sie na nas wspiac. Nasza bezradnosc w walce z nimi zmusila nas do odwrotu, podczas ktorego nadal musielismy odbijac ataki pasozytow. Zeby tego bylo malo rozpadal sie dosc mocny deszcz zamieniajac droge w slizgawke, co wyraznie zwolnilo nasze tempo. Ostatecznie wrocilismy do pokoju przemoczeni i z krwawiacymi ranami, ktore ciezko bylo zatamowac. Okazalo sie pozniej, ze w tym okresie wystepowanie pijawek jest bardzo czeste. Az ciezko sobie wyobrazic, jak pracuja zbieracze herbaty, ktorzy nierzadko nie nosza obuwia. Tak wiec tak male istotki wybily nam z glowy dalsza eksploracje tych terenow. W aptekach mozna zakupic preparaty odstraszajace pijawki, lecz niestety nie starcza nam czasu na jego zdobycie. Nie pozostaje nam nic jak podziwianie tych pieknych widokow balkonu naszego hotelu.