Po kolejnym dniu wysiadywania na plazy, postanawiamy ruszyc w strone polnocna. Trzeba zgubic troche tluszczyku nogromadzonego dzieki przepysznej miejscowej kuchni. Nie bedziemy daleko sie oddalac, zaledwie kilka kilometrow od naszej miejscowosci, aczkolwiek tym razem idziemy pieszo. Chcemy poruszac sie droga biegnaca wzdluz oceanu i dojsc do interesujacego nas muzeum, mijajac po drodze inne atrakcje oraz zapoznajac tutejszych mieszkancow.
Juz sam spacer, mimo panujacego upalu, daje duzo radosci. Mimo, ze idziemy droga krajowa, ruch na ulicy nie jest duzy. Tuz po opuszczeniu zabudowan Hikkaduwy, po naszej lewej stronie rozposciera sie widok na niesamowicie niebieski ocean. Po kilkuset metrach marszu mijamy kolejny juz wolnostojacy grob. Zaciekawieni czestym ich wystepowaniem postanawiamy podejsc, aby przyjrzec sie z bliska. Data smierci na nagrobkach wyjasnia wszystko. 26 grudnia 2004 roku byl jednym z najczarniejszych dni w histori tego kraju. Od razu laczymy inne widziane przez nas obiekty. Wiele domow, a raczej ich ruin, nadal stoi wzdluz wybrzeza. Mowa tu oczywiscie o wydarzeniach zwiazanych z fala tsunami wywolanej przez wielkie trzesienie ziemi pod dnem Oceanu Indyjskiego. Po drodze dolacza do naszego spaceru pan, ktory jak mowi, zdolal uciec przed smiercionosna fala. Podczas jego opowiadan dochodzimy do pomnika postawionego blisko torow kolejowych. Ten kilkunasto metrowy pomnik buddy zostal tu postawiony ku pamieci ofiar, ktorzy zgineli w chwili gdy fala uderzyla pociag relacji Kolombo – Galle. Stoi on na malej wysepce na srodku wodnego zbiornika.
Kolejnym punktem na naszej drodze jest wylegarnia zolwi morskich. Jest ona prowadzona w celu ochrony tego gatunku. Glownym ich zadaniem jest skup zolwich jaj od klusownikow, regularnie je wykradajacy z legowisk zolwi. Wkladane nastepnie do piasku, aby po okolo 60 dniach wylegly sie znich malenstwa. Sa one trzymane przez kilka dni w wodnym zbiorniku, po czym wypuszczane do morza. Na terenie wylegarni znajduja sie rowniez kilka wiekszych zolwi, ktore zostaly okaleczone np. podczas polowow ryb przez czlowieka. Wstep do wylegarni jest oczywiscie platny. Rowniez za oplata mozna wypuscic wlasnorecznie malego zolwia do morza. Jak zapewniaja nas pracujacy tam ludzie, wszystkie te pieniadze przekazywane sa na kolejna pomoc tym przesympatycznym gadom. Z drugiej jednak strony czy placenie zlodziejom za ich nielegalnie zdobyte lupy nie spowoduje, ze znajdzie sie wiecej chetnych na te haniebne czyny? Miejmy nadzieje, ze dzialania takich instytucji sa dobrze przemyslane i wszytko co jest robione pomaga w przetrwaniu tym gatunkom.
Po opuszczeniu wylegarni, z mieszanymi uczuciami, kontynuujemy nasza wycieczke brzegiem oceanu. Postanawiamy przejsc na plaze. Byl to swietny pomysl, gdyz plaza ta okazala sie jedna z najfajniejszych na jakich bylismy. Pas zlotego piasku oblewanego przez blekitna wode oceanu, a w tle palmy, dosc gesto porastajace te tereny, a do tego ani zywej duszy dookola. Po wejsciu do wody ma sie ochote zostac tam na dluzej. Jej temperatura wydaje sie byc idealna, a wysokie fale zachecaja do swietnej zabawy. Po ochlodzeniu naszych cial oraz po krotkim odpoczynku zauwazamy na plazy rybakow w pracy, oddalonych od nas o kilkaset metrow. Idziemy w ich kierunku, aby blizej przyjzec sie ich pracy. Technika lowienia ryb jaka stosuja rozni sie od tych znanych przez nas. kiludziesieciu rybakow, podzielonych na trzy grupy. Dwie z nich pozostaja na brzegu w odstepie kilkudziesieciu metrow, trzymajac w rekach ogromna siec rybacka zarzucona do morza. Trzecia grupa na lodzi, rozciaga owa siec tak daleko w glab morza jak tylko sie da. Po jej calkowitym rozciagnieciu, obie ekipy zaczynaja ciagnac. Gdy do nich doszlismy, czesc sieci byla juz na brzegu, lecz o wiele wieksza czesc nadal czekala na wyciagniecie. Zauwazeni przez rybakow od razu zostalismy poproszeni, a raczej zaproszeni do pomocy. Dlugo nie trzeba bylo namawiac Mariusza I Olka, aby zlapali za siec. Dziewczyny w tym czasie odpoczywaly w cieniu pod palmami, wykorzystujac rowniez czas na zorganizowanie wody do picia, ktora wkrotce okazla sie bardzo potrzebna. W grupie rybakow, do ktorej dolaczyli chlopacy, znajdowalo sie okolo dziesieciu mezczyzn w roznym wieku. Wszyscy ustawieni w rzedzie, wbijajac stopy w piasek ciagneli siec z calych sil. Konca sieci nie bylo widac. Podczas tej bardzo ciezkiej pracy, dowiedzielismy sie, ze naszym celem sa male rybki, ktore natepnie zostana przekazane na sprzedaz. Po okolo godzinie ciezkiej walki i po wylaniu litrow potu udalo sie nam wytargac siec na brzeg. Naszym oczom ukazaly sie tysiace trzepoczacych rybek uwiezionych w sieci. Po tak ciezkiej pracy, towarzyszacy nam rybacy bardzo cieplo nam podziekowali, proponujac wspolne plywanie oraz kilka rybek.
Troche zmeczeni, lecz bardzo szczesliwi z nowego doswiadczenia, dochodzimy do ostatniego celu. Jest to muzeum poswiecone wydarzeniom z drugiego dnia swiat 2004 roku. Podwodne trzesienie ziemi o sile 9,1 stopni w skali Richtera, ktorego centrum znajdowalo sie okolo 30 kilometrow pod dnem Oceanu Indyjskiego w poblizu zachodniego wybrzeza polnocnej Sumatry, wywolalo fale tsunami, ktore w ciagu trzech godzin uderzyly w wybrzeza kilku panstw Azji Poludniowo-Wschodniej a pozniej takze Afryki. Fale siegajace 15 metrow wysokosci zniszczyly nadmorskie miasteczka i wsie, a takze osrodki turystyczne gesto odwiedzane o tej porze roku. Muzeum, do ktorego zagladamy zostalo stworzone w budynku zniszczonym tego dnia. Osobami zajmujacymi sie nim sa jego byli mieszkancy, ktorym udalo sie ocalec. Glownymi eksponatami sa zdjecia przedstawiajace wydarzenia z tej wielkiej tragedy, w ktorej zginelo 35000 lankijczykow. Wstep jest darmowy, lecz mile widziany jest datek. Jest to bardzo interesujace miejsce, ktore powinno sie odwiedzic. Mozna tam lepiej zrozumiec, co tak naprawde sie wydarzylo i jakie mialo konsekwencje.
W drodz powrotnej mijamy znajomych rybakow, ktorzy serdecznie nas pozdrawiaja. Ze wzgledu na panujacy upal, postanawiamy reszte drogi pokonac autobuem, ktory zawozi nas do Hikkaduwy. Reszte dnia spedzamy w naszym domku zatrzymani przez co chwile zrywajaca sie ulewe. Daje nam to mozliwosc podziwiania z tarasu ogromnych nietoperzy, przelatujacych z drzewa na drzewo podczas przerw w ulewach.