Przyszedl czas na czerpanie pierwszych korzysci z faktu, ze znajdujemy sie na rajskiej wyspie. Na poczatek wybieramy cos, o czym marzylo wielu z nas. Wstajemy wczesnie rano, zabieramy plecaki spakowane na kilka dni i udajemy sie na stacje kolejowa Mount Lavinia. Tam okazuje sie, ze aby zlapac nasz pociag, musimy dostac sie do polozonej kilka kilometrow dalej stacji Dehiwala. Na szczescie jest z nami Danushka, co bardzo ulatwia komunikowanie i sprawne przemieszczanie sie po miescie. Do wlaciwej stacji dojezdzamy na kilka minut przed planowym odjazdem pociagu. Do tego dochodzi tradycyjne, kilkuminutowe opoznienie, co sprawia, ze spokojnie kupujemy bilety i jeszcze mamy czas na pogawedke na peronie. Podjezdza pociag, zegnamy sie z naszym gospodarzem i wyruszamy na poludnie. W sklad pociagu wchodzi okolo 10 wagonow, podzielonych na trzy klasy. Mamy bilety na druga klase i do takiego wlasnie wagonu wchodzimy. W srodku tlumy ludzi, lecz bez wielkiego scisku. Przed nami dwie godziny jazdy, wiec nie bedzie tragedi jesli cala droge postoimy. Nie mija pare minut, jak dojezdzajac do kolejnej stacji zwalniaja sie cztery miejsca, ktore wygodnie zajmujemy. Kolejny raz mamy sposobnosc zaznania goscinnosci miejscowych mieszkancow. Na miejsca, ktore sie zwolnily bylo wielu chetnych, mimo to, otaczajacy nas ludzie proponowali je nam. To nie pierwszy taki przypadek, rowniez w autobusach spotkalismy sie z takimi sytuacjami. Dla miejscowych gosc jest bardzo wazna osoba i robia wszytko, aby umilic pobyt odwiedzajacych ich turystow. Goscinnosc lankijczykow jest chyba nieoceniona, choc pewnie przyjdzie czas aby o tym wiecej napisac. Po zajeciu miejsc przyszla pora na rozkoszowanie sie podroza kolejami. Mozna by pomyslec, ze jaka to przyjemnoscia jest jazda pociagiem? Tutaj jednak jest to jedna z atrakcji, glownie poprzez mozliwosc podziwiania przepieknych widokow przez okno. Trasa, ktora jedziemy, prowadzi od Kolombo na poludnie, przebiegajac wzdluz wybrzeza. W wielu miejscach tory leza w odleglosci kilku lub kilkunastu metrow od plaz i wod oceanu. Sprawia to, ze nie mozna oderwac wzroku od tych pieknych widokow. Do tego dochodzi towarzystwo serdecznych ludzi, ktorzy czesto pytaja o wrazenia z ich ojczyzny.
Dwie godziny podrozy mijaja bardzo szybko. Dojechalismy do naszego celu jakim byla nadmorska miejscowosc Hikkaduwa. Jest to popularny cel turystyczny, slynacy z pieknych plaz czy dobrych warunkow do serfowania i snorkelingu. Po wyjsciu ze stacji, udajemy sie o oddalonej o ponad kilometr stad kawiarni, gdzie mamy spotkac sie z osoba, ktora po znajomosci Danushki ma nam zaoferowac fajne i tanie noclegi. Idziemy tam droga biegnaca wzdluz wybrzeza. Tu po raz pierwszy mamy okazje podziwiac miejscowe plaze, ktore prezentuja sie nadzwyczaj pieknie. Nie widzimy tlumow turystow, co sprawia,ze jeszcze bardziej nam sie tu podoba. Po dojsciu do miejsca spotkan, okazalo sie, ze niestety sami musimy poszukac zakwaterowania. Wchodzac do hoteli lezacych na plazy slyszymy, ze za pokoj trzeba zaplacic ponad 6000 rupii, co wyraznie przekracza nasz budzet. Idac dalej, wchodzimy do Sun Set Cafe, ktora oprocz kawy i jedzenia, oferuje rowniez informacje turystyczne i zakwaterowanie. Okazalo sie, ze jest dostepny apartament z dwoma pokojami, oddalony o 10 minut od plazy za jedyne 2500 rupii. Dziewczyny jada z wlascicielem obejzec to miejsce, aby sprawdzic jakie warunki moga byc za taka kwote. Kolejny raz dopisalo nam szczescie. Apartament jest bardzo fajny z przestronnymi pokojami, salonem, kuchnia i lazienka. Na dodatek bardzo czysty w bardzo ciekawym polozeniu, nie mowiac o cenie. Po napelnieniu brzuchow idziemy zaniesc rzeczy, po czym szybko wyruszamy w strone plazy, aby jeszcze zdazyc zamoczyc sie w wodach Oceanu Indyjskiego. Po krotkim spacerze dochodzimy do plazy dla surferow. To chyba tu sa najdogodniejsze warunki do uprawiania tego sportu. Pora rowniez wydaje sie idealna, gdyz na brak fal nie mozna narzekac. My rowniez korzystamy z tej sposobnosci, i choc bez desek surfingowych, dobrze sie bawimy przewracani przez nadchodzace fale.