Przyszedl czas na blizsze zapoznanie sie z planami na nasz pobyt. Jak juz wczesniej wspominalismy, Danushka wraz ze swoja partnerka Lakshi, maja kilka bardzo fajnie zaplanowanych wypadow. Jedynie musimy dopasowac daty i omowic szczegoly, aby kazdy z nas byl zadowolony. Zanim jednak usiadziemy razem do wspolnego omawiania szczegolow, wybieramy sie na wspolne sniadanie. Ladujemy w pobliskiej knajpce przypominajacej nasz bar mleczny. Niewielkie pomieszczenie, skromny wystroj a nawet serwetki z kawalkow gazet. Menu w miejscowym jezyku, wiec kwestie zamawiania zostawiamy Danushce. Najpierw do skosztowania dostajemy miodowa odmiane hoopera. Jest to danie przypominajace nalesnik w ksztalcie polmiska. Po chwili na naszym stole laduja zaladowane jedzeniem talerze i miseczki. Na talerzu string hoopers wygladajace jak makaron, a w miseczkach roznego rodzaju sosy zwane tutaj curry. Sa one z ryba (fish curry) lub z kartoflami (potato curry). Wszystkie smaki swietnie sie lacza i sprawiaja, ze po tak switnym sniadaniu mozna miec tylko swietny dzien. Ponownie jestesmy zachwyceni miesjscowym jedzeniem, a jeszcze tyle potraw przed nami do sprobowania. Po napelnieniu zoladkow jedziemy na plaze. Tam ustalamy szczegoly naszych wycieczek. Po wysluchaniu tego co zaplanowano jestesmy pod duzym wrazeniem. Sposob w jaki zostalo to zrobione bardzo nam sie podoba. Wszystkie wypady sa w rodzaju “budget”, czyli zakladaja wydanie w miare jak najmniej pieniedzy a zarazem zrobienie i zobaczenie jak najwiecej. Kolejnym elementem na duzy plus jest pomysl zamiany bardzo popularnych i zatloczonych turystycznie miejsc na inne, rowniez atrakcyjne i mniej oblezane. Az trudno sobie wyobrazic ile swojego czasu musieli poswiecic na tak dokladne plany. Nic tylko sie cieszyc, ze mozna jeszcze spotkac tak uczynnych i dobrych ludzi.
Druga czesc dnia ponownie poswiecamy na probowaniu kolejnych specjalow. Odwiedzamy wegetarianska restauracje, ktora serwuje dania kuchni hinduskiej. Znowu wybor potraw zostawiamy naszym gospodarzom. Zamawiaja kilka roznych dan, abysmy mogli sprobowc jak najwiecej. Pierwszym z nich jest masala dosai, duzy nalesnik z ziemniaczanym nadzieniem, zlozony na pol. Ghee dosai to podobny, lecz bez nadzienia i z dodatkiem tutejszego masla nalesnik. Trzeci z rodzajow dosai to tzw. papierowy (paper), czyli bez zadnego dodatku. Do tego jeszcze dochodza pieczywo ciapatti i kilka pysznych sosikow do zamaczania. Po tak wysmienitym jedzeniu, zaserwowano nam slodycze o nazwach sweets boondi oraz jalebi. Z restauracji idziemy na spacer nad ocean. Tuz na jego brzegu polozone sa tory kolejowe, ktore sa tak ulokowane na duzej czesci wybrzeza. Jazda pociagiem z takimi widokami musi byc ogromnie interesujaca i przyjemna. Po powrocie do domu Lakshi, relaksujemy sie troche, aby po chwii poznac ich znajomych i spedzic bardzo ciekawy wieczor. Oczywiscie nie obylo sie bez kolejnej konsumpcji. Tym razem sa to dwa rodzaje potrawy o nazwie Kottu. Pierwsze to mieszanka warzyw z dodatkiem kurczaka, zawinieta w ciapatti i drobno posiekane. Drugie to Dolphin Kottu, ktore jest podobnie zrobione jak poprzednie, za wyjatkiem dodatku sera o delikatnym smietankowym smaku. Po kolejnym juz dzisiaj napelnieniu zoladkow wracamy kazdy do siebie, aby przygotowac sie na kolejny dzien. Jutro zaczynamy nasz tour. Na poczatek tak na spokojnie ;)