Reszte dni w Indiach, a pozostalo ich trzy, spedzamy w rodzinnym miescie naszych kolegow. Hajderabad ma wiele ciekawych miejsc do zaoferowania, a zwiedzajac je z kims kto sie tu wychowal sprawia, ze mozna zrobic to o wiele sprawniej i ciekawiej. Jednego z wieczorow wybieramy sie do czesci biznesowej miasta. Bardzo rozbudowana czesc, zwana Hitec City przypomina miasta zachodnie. Znajduje sie tu wiele siedzib znanych firm, jak np. Google. Innego dnia decydujemy sie na podrozowanie po miescie za pomoca autobusow miejskich. Okazalo sie to kolejna atrakcja. Oczywiscie towarzyszy nam jeden z kolegow, gdyz bez jego doswiadczenia nie zajechalibysmy daleko. Przystanki nie sa oznaczone ani nie ma rozkladu jazdy jak w Polsce. Miejscowi poprostu wiedza gdzie stanac na drodze w celu zlapania autobusu. Rozklad nie jest potrzebny, gdyz jezdza one z duza czestotliwoscia. Bilety sa dosc tanie i zakupuje sie je u konduktora. Ciekawostka jest, ze autobus jest podzielony na czesc damska i meska. Panie zasiadaja w przodzie pojazdu, a panowie w jego tylnej czesci. Wsiadanie i wysiadanie wykonuje sie w wielkim pospiechu, czasem nawet w biegu, gdyz kierowca nie chce marnowac czasu na postoj i zatrzymuje sie doslownie na sekundy. Tego dnia podziwiamy slynne Muzeum Salar Jung, nazwane tak na czesc jego zalozyciel. Jest to trzecie co do wielkosci museum w tym kraju. Mozna tam zobaczyc ogromna kolekcje antykow, datowane nawet na pierwszy wiek naszej ery. Sa to glownie obrazy, tekstylia, rzezby, ceramika, dywany czy zegary z Japoni, Chin, Nepalu, Persji czy Egiptu. Kolejne miejsce to tzw. Exhibition, odbywajace sie co roku od 73 lat. Sa to ogromne targi, na ktorych mozna kupic odziez, tekstylie, suszone owoce czy inne przysmaki. Towarzysza temu karuzele i przejazdy malym pociagiem.
W ostatnim dniu jedziemy samochodem do oddalonej o 100 kilometrow od miasta wioski Kohir, w ktorej Pasha, kolejny z naszych gospodarzy, urodzil sie i spedzil tam pierwsze lata swojego zycia. Chce pokazac nam Indie z innej perspektywy. Zabiera nas do domu swojego dziadka i wujka, gdzie jestesmy bardzo serdecznie przywitani. Z okazji naszych odwiedzin 80 letni dziadek Pashy postanawia przeczytac nam rozdzial Koranu, mowiacy o Maryi i Jezusie. Swieta ksiega Islamu jest czytana w dwoch jezykach. Najpierw tekst napisany jest w jezyku arabskim a nastepnie w urdu. Bardzo nam sie spodobalo to miejsce i sposob w jaki jestesmy goszczeni. Dostajemy do skosztowania nigdy niewidziane wczesniej owoce. Wszystkie one pochodza z ich wlasnej uprawy. Guava to bardzo ciekawy owoc o dwoch roznych smakach. Skorka ma cierpki lecz dobry smak, a pod nia slodki i pyszny srodek. Kolorem i struktura troche przypomina gruszke.Tamarind to owoc rosnacy na ogromnych drzewach. Ksztaltem przypomina duza fasole. Pod jego skorka znajduje sie mieki i lepki owoc z pestkami. Ma odrobine cierpki i bardzo kwaskowaty smak. Jest dodawany glownie do sosow w miejscowej kuchni. Po spacerze w okolicach domu, wybieramy sie do centrum wioski. Wujek przedstawia nas swoim znajomym w miejscowych sklepikach, ktorzy ciesza sie z naszej wizyty. Wracajac zagladamy na okoliczne pola uprawne, gdzie oprocz soczewicy czy bawelny, spotykamy sie z kolejna nowoscia jaka jest Dzawar. Wyrasta on w podobny sposob jak kukurydza i rowniez podobnie smakuje. Sklada sie z dziesiatek malych kuleczek rosnacych blisko siebie. Po spacerze na swiezym powietrzu, wracamy do domu, gdzie czeka na nas obiad. Spozywamy go w domu siedzac na podlodze. W tradycji muzulmanskiej nie przystaje jesc przy stole, dlatego posilki sa spozywane na podlodze siedzac po turecku. W drodze powrotnej do hotelu zatrzymujemy sie, aby skosztowac kolejnych hinduskich przysmakow. Jest to przekaska zwana Pani Poori. Dostajemy mala jednorazowa miseczke do reki z posiekana czerwona cebulka. Obslugujacy nas pan, bierze do reki chrupiaca, pusta w srodku kulke o wielkosci i ksztalcie jajka, robi w niej dziure palcem, po czym zamacza w dwoch roznych sosach napelniajac jej wnetrze i wrzuca do naszej miseczki. My nastepnie wkladamy do srodka cebule i calosc laduje w buzi, aby kolejny raz poczuc bardzo interesujacy pikantny smak. Zjada sie je od kilku do kilkunastu sztuk za jednym posiedzeniem, a cena za sztuke to zaledwie kilka rupii.
Wizyta w Hajderabad zapadnie w naszych sercach na dlugie lata. A to glownie dzieki goscinnosci naszych znajomych, ktorzy zaopiekowali sie nami jak swoja rodzina. Bylo to fantastyczne zakonczenie pobytu w Indiach. Niestety czas spedzony tutaj nieublagalnie dobiega konca. Ciezko nam opuszczac to miasto, lecz jutro rano wylatujemy do nastepnego kraju, gdzie bedzie czekal na nas kolejny kolega.