NAMASTE!
Plan na dzisiejszy dzien byl bardzo ambitny. Mielismy pojsc na wschod slonca widziany ze wzgorza polozonego 600 metrow wyzej od miasta. Jednak gdy okolo godziny 4:00 zadzwonil budzik, stwierdzilismy, ze pozostawimy sobie te atrakcje na inny dzien. Po drugie musimy zbierac sily, gdyz juz jutro chcemy wyjsc na dziesiecio dniowy trek po Himalajach. Aby tego dokonac, najpierw trzeba zalatwic odpowiednie pozwolenia, ktore zezwalaja na wejscie na ich teren. Nasza trasa bedzie przebiegac przez Ochronny Obszar Annapurny (Annapurna Conservation Area Project, w skrocie ACAP). Jego powierzchnia wynosi 7629 km², a powolany zostal aby godzic interesy tubylczej ludnosci i turystyki z potrzebami ochrony przyrody. Po pozwolenie udajemy sie do biura ACAP, gdzie po wypelnieniu formularza i wplaty 2000 rupii kazdy, otrzymujemy papierek pozwalajacy nam na wejscie w obszary tego terenu. Podczas szukania tego biura, idac wpatrzeni w mape, na chwile podnosimy glowy i stajemy jak wryci. Naszym oczom ukazal sie niesamowity widok. Przepiekna panorama masywu Annapurna Himal, w sklad ktorego wchodza Annapurna I (8091 m), Annapurna II (7937 m), Fang (7647 m), Annapurna III (7555 m), Gangapurna (7454 m) i kilka innych przekraczajacych 7000 m szczytow. Nasz wzrok najbardziej przyciaga slynny ze swojej niedostepnosci oraz pieknej sylwetki Machhapuchhare (6997 m), przypominajacy troche slynnego Matterhorna. Widok jest tak piekny, ze az zapiera nam dech w piersiach. Pewnie smiesznie musielismy wygladac, stojac wryci w ziemie z rozdziabionymi buziami. Juz nie mozemy doczekac sie naszego trekking.
Reszte dnia spedzamy na glownej ulicy miasta, gdzie od dzis przez piec dni, bedzie odbywal sie noworoczny festival przyciagajacy tlumy ludzi. Ulica zotala zamknieta dla ruchu samochodowego, gdzie wystawiono stragany i stoly z pobliskich restauracji. Bedziemy mieli okazje ogladac to swieto tylko przez jeden dzien, gdyz reszte czasu spedzimy wysoko w gorach, z dala od tlumow i halasow.
Odpoczywajac na murku, podeszla do nas niesmialo pewna pani z parasolka. Zapytala skad jestesmy i na jak dlugo przyjechalismy do Pokhary. Oznajmila, ze pochodzi z Tybetu, a dokladniej, ze jej rodzice to tybetanscy uchodzcy skrywajacy sie w tym kraju. Ona urodzila sie juz na terenie Nepalu, lecz czuje sie Tybetanka. Mieszkaja w obozie dla uchodzcow niedaleko miasta, z ktorego dziennie dojezdza autobusem. Wytlumaczyla nam, ze sprzedaje recznie robiona bizuterie i inne ozdoby, aby ona i jej rodzina mogla sie utrzymac. Znajac historie Tybetu i ich obywateli, postanowilismy wspomoc przemila nieznajoma. Zapytawszy gdzie znajduje sie jej sklep, wskazala na plecak wiszacy na jej plecach, po czym zaczela wyciagac jego zawartosc. Przepiekna bizuteria, naszyjniki, kolczyki, bransoletki czy mniejsze ozdoby recznie wykonane, nierzadko zawierajace symbolike buddyjska. Wyciagajac kazda rzecz opisywala jej znaczenie, material z jakiego jest wykonany oraz sposob wykonania. Przy okazji opowiadala nam historie jaka przezywaja tybetanscy uchodzcy, nie mogacy wrocic do swoich domow. Spotkanie z Pema, bo takie jest jej imie, bylo bardzo sympatyczne i ciekawe. W pierwotnych planach naszego wyjazdu, Tybet byl jednym z miejsc, ktore chcielismy odwiedzic. Jednak koszta i trudnosci z tym zwiazane spowodowaly, ze musielismy odwolac te plany. Tym bardziej cieszymy sie, ze mielismy okazje spotkac Peme i choc troche zetknac sie z tym krajem.
Tak wiec jutro wyruszamy na nasz wymarzony trekking. Naszym celem jest Annapurna Base Camp, czyli miejsce gdzie zakladany jest oboz przez wyprawy atakujace ten osmiotysiecznik. Wydaje nam sie, ze nie bedzie mozliwosci kontaktu z nami, wiec uslyszymy sie za okolo 2 tygodnie. Z tej okazji chcielismy zyczyc naszym rodzinom, znajomym oraz obserwatorom wszystkiego dobrego i duzo szczescia w zblizajacym sie 2013 roku!!!
NAMASTE!!!