W sumie na wyspie Don Det spedzilismy piec nocy. Glownie skupiajac sie na relaksowaniu i odpoczynku. Czulismy sie jak na prawdziwych wakacjach. Codzienne sniadanka nad rzeka czy obiady przy pieknych zachodach slonca, spacery po wyspie i podgladanie jak zyja miejscowi powodowaly, ze nasz puls znacznie sie obnizal. Nie pamietamy kiedy bylismy tak zrelaksowani. Pogoda byla idealna, wiekszosc czasu niebo bylo bezchmurne co zmuszalo nas, aby zejsc z hamakow i ruszyc sie na plaze. Nie byla ona zbyt piekna i duza, ale najwazniejsze, ze moglismy zaznac tam ochlody oraz przybrazowic troszke skore. Tak wiec czas lecial nam blogo, co spowodowalo spedzeniem na wyspie wiecej czasu niz przypuszczalismy.
Jadac do krainy 4000 wysp, do wyboru ma sie trzy wyspy, na ktorych mozna sie zatrzymac. Najwieksza z nich jest Don Khong, na ktorej podobno nie ma nic oprocz hoteli. Jednakze slyszelismy od inny podroznikow, ze sceneria tam jest bardzo piekna oraz mieszkaja tam bardzo przyjazni ludzie. Mozna zwiedzic cala wyspe na rowerze odwiedzajac miejsca oraz spotykajac miejscowych, ktorzy wiele razy bialego czlowieka nie widzieli, co sprawia, ze takie spotkanie robi sie o wiele ciekawsze. Nastepna to odwiedzona przez nas Don Khon. Tak jak pisalismy wczesniej, slynie ona z wodospadaow oraz mozliwosci zobaczenia rzecznych delfinow. W koncu Don Det, wyspa na ktorej sie zatrzymalismy. Przyplynelismy na jej polnocny wierzcholek z miejscowosci Ban Nakasang. Wiekszosc z miejsc, w ktorych mozna sie zakwaterowac na wyspie to bungalowy czyli male domki bambusowe. My wybralismy domek polozony tuz przy rzece z widokiem na zachod, co dalo nam mozliwosc podziwiania spektakularnego zachodu slonca z naszych hamakow, a cena 13 zlotych za noc sprawila, ze byla to oferta nie do odrzucenia. Oczywiscie luksusow tam nie bylo, ale one nie sa nam potrzebne. Jadac na wyspy radzimy przygotowac sie pod wzgledem gotowki, aby uniknac niepotrzebnych oplat. Bankomatu ani banku na wyspach nie ma, a kurs walut jest bardzo kiepski. Jest mozliwosc wymiany czekow podroznych za troszke wieksza komisja, lub wziecia tzw. cash back w jednym z barow, rowniez z dodatkowymi oplatami. Internet w kafejkach jest bardzo wolny i kilkadziesiat razy drozszy niz na ladzie. Na szczescie w wielu restauracjach jest darmowe wi-fi o nie najgorszej predkosci. Nawet udalo sie kilka razy pogadac na skypie. Ceny w barach czy restauracjach nie roznia sie od tych widzianych na ladzie. Zagospodarowanie wyspy nie jest imponujace, lecz trzeba wiedziec, ze prad jest tam dostepny dopiero od trzech lat! To tyle informacji jakie udalo nam sie spostrzec. Jutro opuszczamy Laos i wyruszamy na podboj Kambodzy.