Jako ze jeden dzien leniuchowania w zupelnosci nam wystarczy, postanawiamy dzisiejszy dzien spedzic aktywnie. Wypozyczamy rowery i udajemy sie na eksploracje wyspy Don Khon, lezacej tuz obok naszej. Dostajemy sie tam przekraczajac betonowy most, laczacy obie wyspy. Odwiedzamy trzy wodospady lezace bardzo blisko siebie. W tym miejscu Mekong ponownie zmienia sie w rwacy i niebezpieczny zywiol. Sceneria jest niesamowita. Mnostwo ogromnych skal, pomiedzy ktorymi przelewa sie woda tworzac huczne i efektowne wodospady. Na owych skalach obserwujemy jak miejscowi lowia ryby. Trzymaja w rekach dwa skrzyzowane, bambusowe kije z siatka na koncu. Wyglada jak bardzo duzy podbierak, ktorym zanurzajac co chwile w wodzie, wyciagaja ryby o wielkosci sardynek. Wyglada to na bardzo ciezkie i niebezpieczne zajecie, gdyz trzeba sie niezle namachac, stojac na krawedzi skaly nad rwaca rzeka. Po wylowieniu pewnej ilosci ryb, rozkladaja je na rozgrzanych przez slonce skalach, czekajac pewnie az slonce je wysuszy. Niedaleko znajdujemy plaze, na ktorej postanawiamy odpoczac i ochlodzic sie w wodach rzeki. W tym miejscu skaly oslaniaja przed silnym pradem, twarzac cos w rodzaju basenu. Musimy jednak byc ostrozni, gdyz pare metrow dalej woda pedzi z ogromna szybkoscia.
Po doznanej ochlodzie wyruszamy dalej, zatrzymujac sie co jakis czas na uzupelnienie plynow, posilek lub kolejny relaks w wodach Mekongu. W ten sposob docieramy do miejsca, gdzie mamy nadzieje zobaczyc jedna z najwiekszych atrakcji wyspy. Sa to rzeczne delfiny wystepujace w tych wodach. Jest to gatunek zagrozony, a liczba zamieszkujaca te tereny to zaledwie 20-tu osobnikow. Nie sa to pokazy z rodzaju wystepow w delfinarium. Najczesciej mozna je dostrzec wczesnie rano badz tuz przed zachodem slonca. Poniewaz sa zwierzetami dzikimi, zyjacymi na wolnosci, jest rowniez taka mozliwosc, ze nie zobaczymy ich wcale. Mimo to postanawiamy sprobowac. Jesli nie bedzie nam dane ich zobaczyc, to chociaz bedziemy mogli podziwiac zachod slonca z lodki.
Wsiadamy do lodzi i podplywamy na srodek, szerokiej w tym miejscu rzeki, gdzie woda jest spokojna niczym na jeziorze. Nasz sternik wygasza silnik, zapada cisza a my dryfujac czekamy w spokoju. Otaczaja nas zielone wysepki. Slychac glosy bawiacych sie dzieci po kambodzanskiej stronie, gdzie za parenascie minut schowa sie zachodzace slonce. Nagle w oddali roznosi sie swist. Swist wydmuchiwanego powietrza. Jest! Widzimy! Wynurzyl sie jeden z delfinow aby nabrac powietrza. Po chwili drugi! Niesamowite! Mimo, iz mozna je dostrzec w oddali i tylko przez ulamek sekundy, to jest to niesamowite uczucie. Uczucie tak bardzo rozniace sie od tego, ktore towarzyszy ogladajac zwierzeta w niewoli w zoo czy delfinarium. Dzikie, wolne stworzenie w swoim naturalnym srodowisku, zachowujace sie w swoj naturalny sposob, to widok bezcenny. Slonce powoli chowa sie za wyspami, kolorujac niebo na rozne odcienie czerwieni. W sumie udaje nam sie kilkanascie razy dostrzec te piekne ssaki. Jeden wylonil sie nawet stosunkowo blisko.
Pelni zachwytu wracamy do swojego domku. Wiekszosc trasy pokonujemy po ciemku. Czolowki oswietlajace nam droge, pomagaja rowniez omijac bawoly, krowy czy zaby.