Do stolicy dojechalismy dosc sprawnie. W sumie podroz z Vang Vieng trwala nieco ponad 3 godziny. Wysiadamy gdzies w bardzo spokojnym miejscu. Przypuszczamy, ze jestesmy na uboczach miasta. Jednak po zorietowaniu mapy okazuje sie, ze to samo centrum laotanskiej stolicy. Panuje tu niesamowity spokoj, samochodow na ulicach prawie zero a i ludzi ledwo widac. Prawdopodobnie wiekszosc ma dzis dzien wolny od pracy, gdyz wczorajsze narodowe swieto wypadlo w niedziele. No i rzeczywiscie. Urzedy, banki a nawet agencje turystyczne pozamykane. Mamy nawet problem z wymiana pieniedzy, ale w koncu udaje sie cos znalezc.
Vientiane, a przynajmniej jego centrum, przypomina nieco miasto europejskie. Duzo tu sladow francuzkiej kolonizacji. Budynki, drogi, nadrzeczna promenada, w koncu restauracje czy piekarnie, wszystko to sprawia, za nie czujemy tu klimatu Azji. Jedynie liczne waty, ze swoimi pieknie zdobionymi budynkami czy bramami nam o tym przypominaja. Mekong plynacy na granicy miasta, wyznacza rowniez granice z Tajlandia, ktora widac na drugim brzegu. Wyglada na to, ze dlugo tu nie zabawimy. Prawdopodobnie juz jutro wyruszymy dalej. Dla urozmaicenia chcemy sprobowac czegos, czego jeszcze nam sie nie udalo zrobic wczesniej, a co powinno byc czescia takiej wycieczki. Chcemy dostac sie do nastepnego celu srodkami komunikacji, jakimi podrozuja miejscowi. Wiekszosc turystow, jak i my do tej pory, wybiera transport zorganizowany przez biura turystyczne. Jest on wygodniejszy, szybszy, i co za tym idzie, drozszy. Juz nie mozemy sie doczekac.