Dzisiaj dzien "odpoczynku", tzn. nie mamy nic zaplanowanego. Glownie szwedanie sie po miescie. Lecz najpierw maszerujemy na dworzec autobusowy, oddalony o 3 kilometry od centrum. Pogoda dopisuje. Slonko wyszlo zza chmur i przypieka skorke. Rozmyslamy, ze dzis fajnie bylo by pojechac na wczorajsza wycieczke. Na dworcu kupujemy bilet na jutro do Vang Vieng.
Reszte dnia spedzamy na bezcelowym szwedaniu sie po tym przepieknym miescie. Duzo tu malych uliczek, przyciagajacych wzrok przechodnia. Mozna tak chodzic godzinami. A jesli dodac do tego smacznego owocowego szejka, mrozona kawe czy swiezo upieczone nalesniki, to moze przeciagnac sie az do tygodnia. Nie wspominajac o panujacej tu atmosferze i spokoju. Ah, szkoda opuszczac to miejsce. Taka niestety kolej rzeczy...