Gdy wstajemy rano, wiekszosci z naszych wspollokatorow juz nie ma, a jest dopiero 7:00. Rowniez i my szybko sie zbieramy podekscytowani czekajacym nas dniem. Na sniadanie mamy reszte prowiantu z podrozy, ktora wciagamy na balkonie. Widok na miasto okazal sie zaskakujacy. Zobaczylismy szeroka rzeke nad ktora przebiegal dlugi most, drogi w bardzo dobrym stanie, chodniki ozdobione zielenia i co najwazniejsze, w koncu czyste niebo! Jestesmy w miescie nadmorskim, ale nie bedziemy mieli okazji sprawdzic jego walorow, gdyz przyjechalismy tu w innym celu.
Dong Hoi jest miastem wypadowym do lezacego 55 kilometrow stad Parku Narodowego Phong Nha-Ke Bang. Jest to kolejny obiekt w Wietnamie, tym razem przyrodniczy, wpisany na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO. Przedmiotem ochrony są pierwotne lasy tropikalne, w których stwierdzono obecność 751 gatunków roślin wyższych i 381 gatunków zwierząt. Leza tam najstarsze wapienne gory Azji na terenie ktorych znajdują sie liczne jaskinie i podziemne rzeki, w większości niezbadane.
Naszym celem jest odwiedzenie jednej z jaskin. Do wyboru mamy jaskinie Phong Nha dluga na 55! kilometrow. Dla zwiedzajacych udostepniony jest tylko pierwszy kilometr, ktory pokonuje sie lodzia, gdyz przez wiekszosc jaskini plynie rzeka. Druga jest jaskinia Paradise, ktora lezy 20 kilometrow dalej. Zostala odkryta calkiem niedawno i udostepniona dla zwiedzajacych dopiero w 2011 roku. Decydujemy sie na ta druga,ktora wedlug przewodnika, jest mniej komercyjna od pierwszej oraz lezy glebiej na terenie parku narodowego. Aby sie tam dostac, wypozyczamy motorek z naszego hotelu i ruszamy w droge. Do pomocy mamy mala mapke, narysowana przez pania z recepcji. Po opuszczeniu miasta, wyjezdzamy na autostrade, ktora jest w dobrym stanie i jedzie sie bardzo dobrze. Na horyzoncie widac juz wapienne gory, zblizajace sie do nas z kazdym kilometrem. Mijamy rowniez pola ryzowe, niestety nie sa tak piekne jak zapewnie w porze kwitniecia, ale rowniez maja swoj urok. Gdy gory sa juz blisko nas, na jednej ze skalnych scian pojawia sie ogromny napis informujacy nas, ze wjezdzamy do parku. Od tego miejsca mamy jeszcze jakies 20 kilometrow. Po drodze przejezdzajac przez mala wioske, mijaja nas dzieci wracajace rowerami ze szkoly. Prawie kazde z nich pozdrawia nas slynnym "hello". Otoczenie jest tak piekne, ze zwalniamy aby nacieszyc nasze oczy niesamowitymi widokami. Nigdy wczesniej nie widzielismy takich formacji gor. Wyrastaja one nagle z plaskiego terenu, i w wiekszosci sa tak bujnie porosniete, ze wyglada to jakby ktos nakryl je dywanem zieleni. Nie przebija sie przez ten dywan zaden skrawek skalny. Po okolo 30 minutach dojezdzamy do naszego celu.
Jaskinia Paradise jest uwazana za najwieksza sucha jaskinie swiata. Zostala odkryta przez brytyjskich badaczy w 2009 roku. Jej dlugosc siega 35-ciu kilometrow i podobnie jak w poprzedniej, turysci maja do dyspozycji tylko pierwszy kilometr. Dojezdzamy na parking i czym predzej, nie mogac juz sie doczekac, biegniemy do kas. Ku naszemu zadowoleniu turystow dzisiaj jak na lekarstwo. Zauwazamy rowniez, ze wszystko jest tu calkiem ladnie zorganizowane. Parking znajduje sie okolo 1,5 kilometra od jaskini. Do wyboru mamy dojechac tam specjalnymi pojazdami lub spacerkiem wsrod dziko porosnietych terenow. Oczywiscie wybieramy to drugie, co zajmuje nam kilkanascie minut. Nastepnie pokonujemy 500 schodow w gore, dokladnie policzonych przez Wiole, prowadzacych do jaskini. Juz stojac kilka metrow od wejscia czuc chlodny podmuch, wydobywajacy sie spod ziemii.
Wejscie, wygladajace jak nieduza dziura w scianie, zaczyna sie drewnianymi schodami, ktorymi podazamy ku dolowi. Chlod jest coraz bardziej odczuwalny dajac wyrazna ulge. Schodzimy nizej, swiatlo dzienne juz z ledwoscia tu dociera, na szczescie schodki sa lekko podswietlane, aby bylo widac gdzie stawiac kroki. Odwracajac sie do tylu widac wejscie do jaskini, zmniejszajace sie z kazdym krokiem. Po kilku sekundach naszym oczom ukazuje sie swiat, podziemny swiat, trudny do opisania slowami. Wydaje nam sie, ze znajdujemy sie na innej planecie. Pierwszym widokiem jest ogromny na kilkadziesiat i szeroki na ponad sto metrow hol, wypelniony blyszczacymi od swiatla stalaktytami oraz przypominajacymi szklo pilarami i stalagmitami. Podchodzac blizej, wpatrujemy sie w niesamowite formacje naciekowe, zastanawiajac sie nad potega i pieknem natury. Dalsza droga prowadzi do kolejnych komnat, rownie ogromnych i niesamowitych. W kazdej z nich mozna zobaczyc podobne, lecz rownie mocno przyciagajace wzrok cuda. Niesamowite uczucie musialo towarzyszyc odkrywcom tej jaskini, wchodzac i poznawajac nieznany wczesniej swiat, wypelniony wtedy jeszcze ciemnoscia. Pokazuje to jak malo jeszcze wiemy o naszej planecie. Utwierdza nas w tym rowniez fakt, ze w tym roku, w jaskini Paradise odkryto nowy, nieznany wczesniej gatunek skorpiona.
Nasza wycieczke kontynuujemy do konca korytarzy i tuneli udostepnionych dla turystow, nie mogac nacieszyc wzroku. Wracajac wspinamy sie schodami ku wyjsciu, odwracajac sie co chwile i rzucajac ostatnie spojrzenia na ten magiczny swiat. Wychodzac na powierzchnie uderza w nas gorac, pozwalajacy wrocic myslami do naszego swiata. Do parkingu, ku zdziwieniu obslugi, rowniez udajemy sie pieszo. Zatrzymujemy sie w restauracji na obiad i wyruszamy w droge powrotna. Wybieramy trase pozwalajaca nam odkryc kolejne tereny parku. Byl to strzal w dziesiatke. Sceneria nas otaczajaca jest tak spektakularna, ze co jakis czas zatrzymujemy sie i zawieszamy wzrok. Chcialo by sie tu zostac na dluzej, lecz czas goni. Po drodze spotykamy pare, ktora poznalismy w hotelu, i wracamy razem.
Do miasta dojezdzamy tuz przed zachodem slonca. W Wietnamie zmrok zapada bardzo szybko. Juz przed 18:00 jest calkiem ciemno. W hotelu, z ktorego wymeldowalismy sie rano, odbieramy nasze bagaze i korzystamy z prysznica. Bardzo nam sie to podoba, ze nawet po wymeldowaniu, gosc jest nadal mile widziany i traktowany. Okolo 20:00 idziemy do biura przewozniczego, skad zabierze nas autobus do nastepnej miejscowosci Ninh Binh. Jak sie pozniej okazalo, autobus przyjedzie z ponad godzinnym opoznieniem, fundujac nam nieprzespana noc...