Dzis opuszaczamy Bangok i udajemy sie do miejscowosci Kanchanaburi. Z hotelu wymeldowujemy sie zaraz po dwunastej i lokalnym autobusem udajemy sie na glowna stacje autobusowa zwana Southern Bus Terminal. Na zewnatrz kolejny upalny dzien a termometr pokazuje 39 stopni. Jeszcze takiego upalu na naszej wyprawie nie doswiadczylismy. Trzeba przyznac, ze jest to troche meczace. Nasze organizmy wciaz maja z tym spory problem. Na autobus do Kanchanaburi nie musimy dlugo czekac. Stoi gotowy do odjazdu, wiec mamy tylko czas na toalete i zaopatrzenie sie w wode. Na szczescie jest klimatyzowany wiec trzygodzinna podroz przebiega calkiem przyjemnie. Nawet na pokladzie czestuja wszystkich schlodzona woda do picia.
Po dotarciu na miejsce bierzemy taksowke do oddalonej o okolo 3 kilometry glownej bazy noclegowej dla turystow. Taksowkarz od razu podwozi nas po znany jemu guesthouse. Poniewaz my nie mamy jeszcze nic na oku postanawiamy sprawdzic to miejsce. Od razu nam sie podoba. Jest polozone zaraz nad rzeka, dwie minutki od ulicy. Zakwaterowanie jest w domkach bambusowych, bardzo prostych ale schludnych. Cena rowniez przypada nam do gustu, jedyne 150 bahtow (16 zlotych ), gdzie dla porownania w Bangkoku 450 bahtow :( Widok jest przepiekny. Kanchanaburi w swoim sasiedztwie ma niewysokie gorki, ktore w scenerii z rzeka tworza przyjemny dla oka obraz. Po zatloczonym i chalasliwym Bangkoku z przyjemnoscia oddamy sie panujacej tu ciszy.