Dzis robimy odpoczynek od zwiedzania ruin Angkoru, aby wyruszyc na podboj miasta. Chcemy zobaczyc czy uda sie wymazac zle wrazenie o nim z poprzedniego wieczora.
Juz na pierwszy rzut oka widac brak tlumow turystow, ktorzy jak przypuszczamy sa zajeci zwiedzaniem ruin. Od razu miasto nabiera uroku, ktorego brakowalo wczoraj. Kolonialna zabudowe, misto zawdziecza francuzom, ktorzy rzadzili tu do 1953 roku. Przechadzamy sie jedna z glownych ulic Siem Reap, wzdluz ktorej plynie rzeka o tej samej nazwie. Jej brzegi porosniete sa zielenia i palmami, pod ktorymi mozna schowac sie przed palacym sloncem, odpoczywajac na lawce. Wstepujemy do jednej z buddyjskich swiatyn, przyciagnieci pieknym ogrodem oraz kolorami otoczenia. Reah Prohmroth jest najstarsza z miejscowych wat. Srodek ozdabiaja piekne malowidla przedstawiajace zycie buddy oraz obyczaje miejscowej ludnosci. W srodku swiatyni za oltarzem znajduje sie 500-letni posag lezacego buddy. Mozna rowniez podziwiac mniejsze posazki czy figurki znalezione w ruinach Angkoru. Odwiedzamy miejski market, na ktorym widzimy mnostwo pamiatek oraz rozne, czesto nie znane nam owoce czy warzywa. Wychodzac troche poza centrum, miasto zaczyna bardziej przypominac miasto azjatyckie. Nie ma tu juz restauracji i barow czy tez hoteli oblezanych przez biala rase. Jedna rzecz rzucila nam sie w oczy bedac w Kambodzy i to juz po samym wjezdzie do tego kraju. Jest to ogromna ilosc smieci lezaca praktycznie wszedzie. Widac miejscowi nie dbaja ani o srodowisko ani o estetyke otaczajacego ich swiata. Rowniez bardziej odczuwalny jest upal, ktory skraca nasza eksploracje miasta.