Po wyjsciu z samolotu, granice przechodzimy bez problemow i odnajdujemy bagaze. Juz w samolocie, Slawek proponuje, abysmy wzieli wspolnie taksowke do miasta. Po wypytaniu w kilku biurach na lotnisku, Slawek decyduje sie skorzystac z taksowek na zewnatrz, ktore wydaja sie tansze. Po wybraniu taksowki pakujemy sie do srodka i jedziemy do centrum. W taksowce jest taksometr, ale do kwoty za przejazd trzeba doliczyc oplate lotniskowa 10000 dongow, czyli okolo 1,5 zlotego.
Ruch uliczny jest nie do opisania. Jedyne slowa, ktore cisna sie na usta chcac to opisac to - "istny sajgon". Ludzi na motorkach jest tu tysiace, do tego samochody i rowery. Kazdy trabi, aby ostrzec innych o swojej obecnosci. Wyglada to tak, jakby nie panowaly tu zadne zasady. Jednakze, odbywa sie to bezkolizyjnie i bez krzykow :)
Taksowka wyrzuca nas na Pham Ngu Lao, ulicy slynacej z hoteli i hosteli dla backpackerow. Slawek jedzie dalej, gdyz rezerwacje ma juz zrobiona. Zaprasza nas na wieczorne imprezowanie z jego znajomymi. Majac kilka adresow, szukamy noclegu. Przy ponad 30-to stopniowym upale i z ciezkimi plecakami, nie powinno byc to przyjemne, ale bedac w takim miejscu jak to, nie odczuwamy zadnego dyskomfortu. Zaczepia nas An, pracownik hotelu, mowiacy bardzo dobrze po angielsku. Pokazuje nam pokoj. Jest klima, lodowka, dwa duze lozka, telewizor. Cena to $15 za dobe, wiec rezerwujemy od razu dwie. Po zameldowaniu, szybki prysznic i lecimy na miasto. Jest dopiero 11-ta godzina.
Przed opuszczeniem hotelu, rozmawiamy z An. Udziela nam wielu cennych wskazowek. Nawet podaje swoj numer komorkowy, w razie jakiejkolwiek potrzeby. Poucza nas rowniez, o tradycji, jaka jest targowanie sie. Uswiadamia nam to, ze moglismy spokojnie utargowac pare dolcow na pokoju. Dobra lekcja na nastepny raz :)
Po miescie szwedamy sie bez konkretnego celu, przygladajac sie i pochlaniajac nowy, nie znany nam wczesniej swiat. Co chwile ktos pyta czy nie potrzebujemy transportu, jedzenia, picia pamiatek lub marihuany ;). Wszystko odbywa sie w milej atmosferze i bez natrectwa. Przyznajemy, ze mimo wczesnij przeczytanych zlych opiniach o miejscowej ludnosci, sa oni bardzo mili i sympatyczni. Wystarczy zatrzymac na nich wzrok i poslac usmiech, a w zamian otrzymujemu to samo.
Po kilku godzinach, wracamy do pokoju. Przez ostatnie dwa dni, spalismy zaledwie kilka godzin, wiec chwila odpoczynku sie przyda. Padamy jak przyslowiowe kawki. Budzimy sie przed 22-ga, a na zewnatrz odglos ruchu drogowego jak za dnia. Nie pozostaje nam nic innego, jak wyjsc, by tym razem zobaczyc Sajgon noca.
Przechadzamy sie uliczkami, gdzie jest pelno barow, restauracji i turystow. Halas i tlumy pijanych turystow to nie to, czego szukamy na naszym wyjezdzie. Idziemy troche dalej. Nadszedl czas no cos, no co dlugo czekalismy. Znajdujemy mala restauracje, cos jak nasz bar mleczny. Duza ilosc miejscowej klienteli oznacza, ze jedzenie jest dobre i tanie. Nie mylilismy sie. Zamawiamy po slynnej zupie Pho, ktora mieszkancy Wietnamu jedza na sniadania, obiady i kolacje. Do tego dostajemy talez cieplych pedow bambusa, lemonki, chilli oraz swieze ziola. Kombinacja smakow powoduje, ze nasze zmysly szaleja...jest pieknie.
Pierwszy dzien uznajemy za bardzo udany. Kladziemy sie spac okolo 2:00, aby zregenerowac sily na kolejny, miejmy nadzieje, rowniez udany dzien...
\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\\
After getting off the plane, we pass through the borders without any problems and find our luggage quickly. While still on the plane, Slawek offers to jointly take a taxi to the city. He decides to take advantage of taxis outside, which are a lot cheaper. Although the taxi has a taximeter, the driver must add the airport toll of 10,000 dong, which is about 1.5 zloty, which is about 50 cents US, which is about 0.3 British pound sterling.
Traffic is indescribable: from thousands of people on little motorcycles to cars and bikes. Each honks to warn others of their presence. It looks as if there are no traffic rules. Yet – the traffic appears seamless and without any shouting :)
The taxi leaves us on Pham Ngu Lao, a street famous for its hotels and hostels for backpackers. Slawek is staying in the taxi cab and riding to a hotel, where he has a reservation already made. He invites us for an evening of partying with his friends. With several addresses in our hand, we are looking for an accommodation. With over 30-degree heat and heavy backpacks, you would think it should not be that nice, but being in a place like this, we do not feel any discomfort. A hotel employee named An, who speaks very good English, starts talking to us. He shows us the room: it has air conditioning, refrigerator, two large beds, a TV. The price is $ 15 per day, so we reserve two nights. After checking in, we take a quick shower and go onto the city of Saigon. It's only 11 o’clock in the morning.
Before leaving the hotel, we talk to An again. He gives us many valuable hints. He even gives us his cellphone number, in case we need anything. He also teaches us about the tradition of bargaining. This reminds us that we could easily bargain a few bucks on the room. A good lesson for next time :)
We wander around the city, watching and absorbing new, not known to us before world. Every so often someone asks if we need transport, food, drink, souvenirs or marijuana ;) Everything takes place in a pleasant atmosphere and without any nuisance. Even though we read a bit negative reviews about the local population - this is not so! They are very nice and friendly. Just stop and look at them, and they send a smile in return :)
After a few hours, we go back to our room. For the past two days, we slept only a few hours, so we could use a moment of rest. We fall like the proverbial jackdaws. We wake up before 10 at night, and the sound of traffic outside is as there still were a day. We have no choice but to go out, this time to see Saigon by night.
We walk the streets, which are full of bars, restaurants and tourists. Noise and crowds of drunken tourists is not what we are looking for in our journey. Let's go a little further. It’s time for something we have waited a long time for. We are at a small restaurant, something like our milk bar (a milk bar in Poland is a bar with home like food, it’s good and inexpensive). A large number of local clientele means that the food is good and cheap. We were right. We order the famous Pho soup, which the Vietnamese eat for breakfast, lunch and dinner. We get a plate with warm bamboo shoots, lemons, chili and fresh herbs. The combination of flavors makes our senses go berserk ... it is beautiful.
The first day we consider to be very successful. I went to bed around 2:00 in the morning, to regenerate our strength for the next, hopefully also a good day ...